Ilustracja Szymon Woźniak // Social Propaganda Studio
Wyobraź sobie, że poznajesz kogoś przez internet. Rozmawiacie ze sobą kilkukrotnie, trochę o tym, co robić w sobotnie noce, trochę o seksie, także takim bardziej fetyszystycznym. Ten ktoś zwierza ci się ze swojej fantazji, dotyczącej ciebie – że kupiłby specjalnie dla ciebie wyuzdaną bieliznę – i nagle masz poczucie, że sprawy idą za daleko, że okej, na fantazje nie poradzisz, ale nie musisz o nich wiedzieć i bardzo prosisz, nie, nie opowiadaj mi o tym, nie chcę tego ciągnąć, znikaj.
W kilka miesięcy później do pracy tajemniczy kurier dostarcza ci paczkę z karteczką „otworzyć na osobności”, przyjmujesz, mimo że to trochę dziwne, taka przesyłka do pracy, no ale co może się stać. W przesyłce – majtki z sex-shopu i polecenie „załóż je i przyjdź na spotkanie” z wyznaczonym miejscem i godziną. Zrealizowana twoim kosztem fantazja typa, z którym nie chcesz już mieć kontaktu, bo wystraszył cię tamtym pierwszym przekroczeniem granic. Blokujesz go we wszystkich miejscach w sieci, ale i tak zakłada nowego mejla i znów do ciebie pisze.
Co mogłaś zrobić, by zapobiec tej sytuacji? Jak bardzo asertywna musiałabyś być, by do niej nie dopuścić?
Albo: wyobraź sobie, że rozmawiasz z kimś na grupie dyskusyjnej, bo macie wspólne zainteresowania, przechodzisz na kanał prywatny i bez twojej wiedzy ani zgody rozmowa schodzi na to, czy twoje małżeństwo jest udane i dlaczego nie. I że powinnaś, stanowczo powinnaś otworzyć swój związek na sypianie z innymi ludźmi. Protestujesz. Wtedy dowiadujesz się jeszcze, że jesteś jedyną szansą dla niego na kogoś pięknego w łóżku. W miesiąc później dostajesz smsa, że oto krąży po burdelach w jednym z europejskich miast i ma nadzieję na znalezienie „dziwki podobnej do ciebie”.
Nie zerwałaś kontaktu od razu, po tej pierwszej rozmowie, bo oceniłaś ją jako raczej absurdalną niż szkodliwą. Czy powinnaś blokować wszystkich, którzy częstują cię śliskimi tekstami?
Dynamika rozmów w internetach i znajomości zawieranych przez to medium bywa różna. Wystarcza czasem samotna noc i alkohol, by osobie, którą w sumie znamy mało, opowiadać o bardzo osobistych rzeczach, wysyłać jej swoje zdjęcia czy filmiki, także intymne. Bywamy szalenie samotnymi ludźmi. Jest noc, nasi bliscy śpią, łakniemy ciepła i akceptacji. Czy mamy nie zawierać znajomości w ten sposób? Blokować, gdy ktoś staje się zbyt przyjacielski? Nigdy nikomu w internecie nie zaufać?
Wyobraź sobie jeszcze inną rzecz: poznałaś go w realu, macie zaczątek romansu, jedziesz do niego, bierzesz to pod uwagę seks, może nawet eksperymenty BDSM. Z jednej strony masz na to ochotę, co prawda nie jest w twoim typie, ale z drugiej strony, lubisz eksperymentować i wiesz też z doświadczenia, że ktoś niezbyt ładny może być bardzo dobry w łóżku. Dochodzi do seksu oralnego, ale w którymś momencie stwierdzasz, że jednak przestaje ci się to wszystko podobać i przed stosunkiem mówisz wyraźnie, że nie, nie masz ochoty. On nie przyjmuje tego do wiadomości i cię gwałci.
Milczysz o tym bardzo długo, bo myślisz, że to jednak także twoja wina, mogłaś nie pić alkoholu, mogłaś do niego nie jechać. Poza tym on ma stałą partnerkę, którą znasz i lubisz i chcesz ją chronić. Przez długi czas unikasz seksu, bo kojarzy ci się z tamtym traumatycznym wydarzeniem. Przełamujesz się w końcu, piszesz o tym do poczytnego serwisu, czytasz potem w komentarzach, że nie byłaś asertywna, że jesteś cipą, że się o to prosiłaś, że skoro zrobiłaś mu laskę, to chciałaś więcej, bo przecież skoro zaczynasz grę wstępną, to nie możesz się już wycofać. Bo facet musi się rozładować, inaczej eksploduje. To, że ty eksplodujesz poczuciem upokorzenia i bezsilności, jest już mniej istotne.
To wszystko są sytuacje, które wydarzyły się naprawdę, w Warszawie, nie tak dawno temu. To był ten sam człowiek, który miał renomę szowinistycznego, seksistowskiego buca, ale jego znajomi nic z tym nie robili. Chyba już byłoby łatwiej, gdyby nim nie był – zawsze można by było wtedy powiedzieć „ale któż by się spodziewał!”. A tak, to cóż – owszem, można się było spodziewać, można było reagować, gdy rzucał obrzydliwymi tekstami o kobietach. Nie bez powodu nienawidził feministek w otoczeniu, a to one jako pierwsze sygnalizowały, że takie słowa najczęściej przeradzają się w czyny.
Wy, które doświadczyłyście przemocy z jego rąk – zrobiłyście wszystko, by przyjął do wiadomości odmowę. Każda z was wyraźnie powiedziała „nie”. Każda z was miała prawo uważać, że jej odmowa zostanie usłyszana i przyjęta do wiadomości. Nie stało się tak nie dlatego, że protestowałyście za słabo lub że źle stawiałyście granice, tylko dlatego, że miałyście pecha zetknąć się z gościem, dla którego przemoc i molestowanie były czymś najzupełniej normalnym.
Nie miałyście na to wpływu. Źli ludzie się zdarzają. Przewidywanie wszystkich możliwych scenariuszy przy poznawaniu ludzi, nawiązywaniu z nimi intymnych relacji i uprawiania z nimi seksu przypomina zaklinanie rzeczywistości. Liczba warunków, jakie musiałybyście spełnić, by was za to nie obwiniano, jest nieskończona. Nasi znajomi przecież nie gwałcą. Może zdarzają im się dwuznaczne sytuacje, ale znamy ich przecież tak długo. Znajomym gwałciciela nie włączały się dzwonki alarmowe, gdy mówił te obrzydliwe teksty o kobietach i teraz tym bardziej wypierają fakty, bo im głupio, że nie reagowali w porę.
Porady w stylu „jesteś osobą grzeczną? zmień to, naucz się mówić nie!”, jakie ostatnio krążą po internecie mają sens, gdy chodzi o kompletne drobiazgi – jak spławić gościa, który chce nam postawić drinka lub odmówić natrętnemu sprzedawcy. Mogą nawet być przydatne, choć asertywności powinno się uczyć warsztatowo, poprzez żmudne powtarzanie scenek i fraz, a nie za pomocą przydługich poradników publikowanych na blogach.
Gdy już wiadomo, co się konkretnie stało, udzielanie tego typu porad to typowy victim blaming. To nie jest czas na zastanawianie się, co się powinno było zrobić w danej sytuacji. To jest czas na udzielanie maksymalnego wsparcia ofierze i potępienia sprawcy. To on jest winny. I nikt nie powinien podawać mu ręki.
Katarzyna Paprota
Dawno nie czytałam tam mocnego tekstu. Chylę czoła.
Ja tylko powiem „no tak” (no słusznie) i będę sobie dalej z przerażeniem przetrawiał.
„To był ten sam człowiek, który miał renomę szowinistycznego, seksistowskiego buca, ale jego znajomi nic z tym nie robili.”
Może koleś potrzebuje pomocy psychiatry? Jest seksoholikiem, który sobie nie radzi ze swoim problemem, a nie potrafi poprosić o pomoc?
Lepiej tym byście się zajęły: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,138764,17705540,Policja_odnalazla_kosci__Czy_to_szczatki_porwanej.html?lokale=local#BoxNewsImg
A moze tak by sie odwazyc w koncu napisac po nazwisku o kogo chodzi, kiedy i tak sie juz czlowiekowi zrobilo opinie w srodowisku? Czy prawnicy nadal odradzaja?